Byłam kiedyś na randce, Dziwnie było. Zaoferował mi kapara. Nie miał nic więcej w lodówce. Mówił, że zjadł wszystko rano, bo po paleniu zawsze go bierze na wyjadanie tego, co mu wpadnie w ręce. Warzywko inicjalnie też mu wpadło w nie. Tylko go nadgryzł, po czym uznał, że zostawi je na inny raz. Poza tym ugotować by musiał, a to zaprzeczało jego floł. Ale jak już jestem to ja mogę coś przyrządzić. On nie wie, co zrobić z kaparami. Jego ostatnia dziewczyna odeszła i tak został. W sumie to mogłabym coś z nim zrobić, nie walałby się tam tak bez sensu. To jego słowa.
No i co? Głupia naiwna zabrałam się za kapara. Co z tym gównem zrobić miałam? Ty wiesz jak on wygląda? Jeden. Słownie jednego miał. I to jeszcze nadgryziony! I co ja miałam z nim zrobić? W pępek sobie go wsawdzić i powiedzieć, że jest to gra wstępna i ma go znaleźć? No i tak zrobiłam. Tylko nie wsadziłam go w pępek. Niech się gość pomęczy, a mi należała się przyjemność. Za tego jebanego kapara. Chciał bym coś z nim zrobiła. Nie określił się co, więc niech teraz się głowi. Tymczasem on postanowił popracować nad swoim flow i zaczął dziwnie się ruszać. Jak pająk paralityk. Z powyłamywanymi stawami. Leżałam więc tak, naga, z kaparem w miejscu, w którym kapary nie powinny się znajdować i czekałam, aż floł mu się nastawi i czakry otworzą. Co jakiś czas tylko krzyczał, że przesyła mi pozytywną energię. Guru mu powiedział, że tak trzeba. To pomaga w utrzymaniu energi ziemskiej w stałym ruchu. Wyszłam, jak zaczął wydawać z siebie dziwne dźwięki. Z tym kaparem, w miejscu, w którym nie powinien być. Nago. Zgarnęłam tylko ubranie i wyszłam na klatkę schodową. Sąsiad akurat wyszedł, dziwnie się spojrzał, ale wyglądał, jakby to nie był pierwszy raz. Ukłonił się grzecznie, wzrok w ziemię, wymamrotał ‘dzień dobry’ i poszedł z psem. I tak by nic z tego nie wyszo. Za chudy i za wysoki. Znaczy wysokość mi nie przeszkadzała, ale ta postura szkieletu już tak. W życiu nie miałabym z nim przyjemności. Panikowałabym, że jeszcze się połamie. Albo ja go połamię, jak usiądę na nim. Cały czas słyszę ten trzask kości. Oczywiście nie mówię o sąsiedzie. Ten staruszek padłby na zawał, jakbym mu powiedziała, co ma ze mną robić i gdzie ostatnio kapary trzymam. Wróciłam do domu i wzięłam prysznic. Pozbyłam się kapara, choć do tej pory czuję podniecenie, jak je widzę. Do tej pory mam dyżurnego w lodówce. Nieużywanego. Oczywiście. Tymczasem on, facet, dalej pisze. I listy wysyła. I dzwoni. Maile wysyła. Floł mu przekazał, że jesteśmy bratnimi duszami i powinniśmy się przespać. Może by tak nie myślał, jakby wiedział o tym kaparze. Może powinnam mu o tym napisać. Nie dostawałabym ciągle ‘hejka, co tam u ciebie?’ Dobrze, że nie wie, gdzie mieszkam. Myślałam, że nic nie przebije tego, co uznał, że jestem tania, bo zamówiłam herbatę i nic więcej nie chciałam. Iskierki w oczach, jak potwierdziłam, że nic więcej nie chcę. Widziałam, że się ślini, jak płacił, wzwód na zawołanie. To chyba myśl o tych wszystkich zaoszczędzonych złotówkach. Poszedł potem do domu i zrobił sobie dobrze. Toalety w lokalach są takie niehigieniczne. Za siedem pięćdziesiąt. Interes życia, choć chyba nie było mu za dobrze, bo wysłał mi wiadomość, że w sumie nawet nie chce być moim przyjacielem. Niepotrzebnie zamawiałam tę herbatę. Powinnam zatrzymać się na darmowym ciasteczku. Wtedy byłoby mu dobrze, może by mnie tak szybko nie skreślił. Zostalibyśmy przyjaciółmi. BFFs. Przecież to teraz jest takie kul. Młodzież tak się bawi. Może on by wiedział, jak znaleźć kapara? Tylko ja bym musiała go kupić, nie należą do najtańszych. Poświecenia. Jutro idę na kolejne spotkanie. Kolejny pan, którego przesunęłam w odpowiednim kierunku. Lubi kotki i pakować na siłce. Szuka ‘Laseczki, która wie, jak zrobić dobrze”. Ciekawe, czy zainteresują go kapary. I czy zaryzykować zamówienie drinka? Nie będzie za drogo? Nie wyjdzie zniesmaczony stwierdzając, że jestem za droga jak na jego standardy? Zdjęcie profilowe ma robione w slipkach. Kelvin Klein. Klapki kubota. W lustrze w windzie. Napręża pośladki, rączki w górze, pachy wydepilowane. Szczerze mówiąc to cały wygląda na wywoskowanego. Ciekawe kogo on przestraszył wychodząc z tej windy. Gdyby nie tatuaż ‘satan is my mom’ to bym powiedziała, że jest nawet uroczy. I jak tu nie żyć dalej marzeniami o księciu, który przybędzie do ciebie na jednorożcu? Albo chociaż Bradley Cooper. Na koniu. Ewentualnie sam koń. Wybredna nie jestem, ale czteronoga nie odpuszczę.
0 Komentarze
Odpowiedz |
Notkazapomnijcie o logice. zapomnicie o dosłowności. trzeba stworzyć świat jeszcze dziwniejszy, by ten obecny wydawał się troszkę normalniejszy. Archiwum
Maj 2020
Kategorie |