No i co się tak kurwa gapisz? Przecież sama wiem, że mam zmarszczki. Kolejny rok, tu się nic nie zmieniło. Nie, wydaje ci się, kolejne nie przybyły. Na pewno nie będzie lepiej, nie łudź się. Wino z wiekiem też ich nabiera. Niewidzialne płynne oznaki starości. Poza tym wiesz, tylko te drogie wina stają się lepsze wraz z przybywającymi latami. Ja tania jestem, tak mi kiedyś powiedziano. No i kurwa co?
Że piersi zaczynają mi zwisać? Przynajmniej łatwiej ci do nich sięgnąć jak stoję, a ty na kolanach. Grawitacja ma też swoje plusy, nawet jeśli tylko dla twojej wygody. Tak, ciężarkami mam ćwiczyć, ręce częściej w górze trzymać? Ale że co, nie dobrze ci? Sam sobie wyżej trzymaj. Nie powiem co, nie chcę być wulgarna. Pelikany? No mam na pidżamie i co z tego? Nie o to ci chodzi? No to kurwa nazywaj rzeczy po imieniu. Wałki mi na ramionach zwisają. Odczep się. To dla komfortu życiowego. W upalne dni, jak nimi macham to mam lekki przewiew. Wiesz jak przyjemnie? Sam byś spróbował. Ty nie masz? Tak? Weź się w lustrze zobacz. Chyba ty. Skisłeś. Podaj dalej. Siwizna mi już wyszła 10 lat temu. Dopiero teraz zauwazyłeś? Kolor oczu mi się nie zmienił. Tego mi nie wmówisz. Dalej są niebieskie, nigdy nie były zielone. To na co ty się kurwa patrzysz, jak mówisz, że w moje piekne i jedyne w swoim rodzaju oczy? Na te zwisające cycki na pewno nie, bo za nisko wzrokiem musiał byś zejść. Pozory trzeba zachować. Przesadzam? Daj mi spokój, no i co, że leci kolejna butelka. Piję ze swoimi wcieleniami. Ze wszystkimi byłymi przyjaciółmi, kochankami, łotrami i tymi, co uciekli. Alkohol rozkłada się na wiele osób w takim wypadku, dam radę. Tak wiem, która godzina. No i co z tego, że dopiero 8 rano? Nie wybieram się nigdzie, przecież nie możemy. Mam się ogolić? A po co? I tak mówiłeś, że nie masz dziś ochoty. To moje święto, nic nie muszę. Będę siedzieć cały dzień w pidżamie, wpieprzać sorbet cytrynowy i nie martwić się o kalorie. Bo mogę. Bo ci nie staje jak kiedyś. Bo słońce świeci. No wiem, że nie dzisiaj, taka przenośnia to była. Weź ty się doedukuj, bo to żenujące jest. Od brzucha odczep się. Mój brzuch. Moje fałdy. Widzisz, obraziłeś Zeldę. To ta największa. Jak to zlikwidować je? To z kim ja będę rozmawiać? Przecież to są oznaki radości i dobrobytu. Mam robić za biedaka? Daj spokój, nie stać mnie na to. Nie pisałeś się na to? Myślałeś, że będzie inaczej. A co ja mam powiedzieć? Miało być przynajmniej 4 razy w tygodniu, a ty teraz ledno jeden raz dajesz. I nie, pięć minut nie robi za udany seks. Przemyśl to sobie. Przy pornolach zabawiasz się ze sobą dłużej. To co innego? Że nie pociągam cię już? Powiedziałabym ci „jeb się”, ale w sumie już to robisz, a przyzwolenia dodatkowego ci nie dam. Widź za to mój wzrok pełen potępienia i pogardy. Tak, zamglony już troszeczkę, sam zauważyłeś, że to już druga butelka. Dopiero druga. Wiesz, że zrobiłam zapasy, w szafce jest tego więcej. Tak, butelkowe. Taki prezent dla siebie samej, kartonowe zostawię na inne okazje. Siara takie kartonowe pić? No to jak ci tak źle z tym, to nie mam nic przeciwko, żebyś od dzisiaj kupował mi butelkowe. Wiesz, butelka dodatkowo waży, ja baba, podobno dźwigać nie mogę. Bądź męski. Uznaj to za prezent urodzinowy. Nie, wycieraczek do auta nie uznaję za takowy. Przecież to twoje auto. Sto lat dla ciebie. Tania sknera. Daj mi spokój. Od piątej nie śpię. Śniły mi się wszystkie porażki życiowe i obudziłam się przerażona. Nie moglam już zasnąć. Jak co roku popełniam gdzieś błąd. Ty jesteś błędem, jak się okazuje. Nie no kocham cię. Niektóre błedy trzeba kochać. W końcu sama sobie ciebie wybrałam i postanowiłam, że z tym błędem mogę żyć. Tylko rozmawiaj od czasu do czasu. Nie rzucaj tych swoich półsłówek. Jak neandertalczyk z wystającą kością z gęby. Tak. Nie. Jeść. Seks. Przestań grzebać w tym telefonie. Mówię do ciebie. No jak myślałeś, że do kogoś zadzwoniłam? Kiedy? Przestań się gapić na te moje zwisające cyce. Nie, nie ubiorę się. Dziś siedzę nago. No i co z tego, że na balkonie i sąsiedzi widzą? Przynajmniej ktoś się gapi. Zelda, pomachaj panu. Powiedź, żeby sobie ślinę z brody wytarł. Odpierdol się. Nie przykryję się żadnym kocem! Dobrze mi tak. Tylko o to dzisiaj chodzi. Jak spojrzysz sąsiadom w oczy? No przecież to ja siedze nago, to moje obwisłości widzą. Za mnie? Nie trzeba, mam sporo miejsca na własny wstyd, nie muszę szukać magazynów litości. Przynieś mi lepiej nową butelkę wina. Nie, nie podzielę się. Nie można pić o 8 rano bez powodu. Moje urodziny nie są twoim wytłumaczeniem. Znajdź sobie swój. Nie przyniesiesz mi w takim razie? Trudno, sama sobie wezmę. Myślałam, że choć troszkę szarmackości wykażesz. Jak to nie ma takiego słowa? Szarmackość? A co niby – szarmackowość, szarmanckość? Chuj z tym. Nie wytrwam do wieczora na trzeźwo. Widzisz, co ze mną i z tymi wszystkimi, z którymi piję robisz. Pozwól jednak teraz, że będę w spokoju i ciszy, nago na balkonie, kontynuowała swoje samozniszczenie. Bo mogę.
0 Komentarze
Odpowiedz |
Notkazapomnijcie o logice. zapomnicie o dosłowności. trzeba stworzyć świat jeszcze dziwniejszy, by ten obecny wydawał się troszkę normalniejszy. Archiwum
Maj 2020
Kategorie |